Menu Zamknij

KINO
KAZIMIERZ

Odtwórz wideo

ANNA MARCINKOWSKA

Ale kino! Kino Kazimierz w Kowalu

To było najprawdziwsze kino. Nie jakaś, byle jaka sala na chybcika przysposobiona do wyświetlania filmów. Dzisiaj niejedno miasto chciałoby pochwalić się tak klimatycznym miejscem. 

 

Lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku. W środku dominował kolor brązowy. Ciemno brązowa podłoga przesiąknięta charakterystycznym zapachem czegoś do czyszczenia podłóg. Ciemnobrązowe drewniane, twarde fotele oraz ciężkie kotary wiszące po obu stronach sceny. Wszystko to, zanim wybrzmiały pierwsze dźwięki Polskiej Kroniki Filmowej tonęło w sali skąpo oświetlonej bocznymi kinkietami. Przy wejściu bileter na etacie, z całą powagą swojego stanowiska prezentujący się  elegancko, zawsze w garniturze, jak pamiętają bywalcy kowalskiego kina, skrupulatnie sprawdzał bilety. W okienku sam pan kierownik, no i jeszcze operator ukryty za małym otworem w ścianie wysyłającym tajemnicze światła. Za wchodzącymi niosło się charakterystyczne trzeszczenie podłogowych klepek, zaraz potem stukot rozkładania kinowych foteli. Pierwsze moje spotkanie z tym dziwem wygrzebałam z pamięci dość łatwo. Sprawiło to przerażenie kilkuletniego dziecka – jak na tym usiąść!  Ktoś przyszedł z pomocą, a potem strach czy się z tego aby nie spadnie. Miejsce zdawało się prawdziwie magiczne, więc obawa nie mogła trwać długo. Jak bardzo magiczne i niezwykłe donoszą inne przekazy. Kilkuletnia Marysia zapytana po seansie jak jej się podobało w kinie, odpowiedziała że niczego nie pamięta, bo jak tylko zrobiło się ciemno, to przecież natychmiast zasnęła. Raczej nie było w Kowalu innego miejsca, gdzie by za dnia zapadała tak całkowita ciemność, i skąd po wyjściu, w biały dzień, człowiek mógł zostać tak bez pardonu oślepiony.

A więc kino Kazimierz przy ulicy Zamkowej w Kowalu mieszczące się w budynku remizy Ochotniczej Straży Pożarnej. Jak donoszą źródła, otwarcie kina nastąpiło w lipcu 1957 r. w wyniku porozumienia władz Kowala z zarządem OSP i po gruntownej modernizacji sali widowiskowej na 210 miejsc, któremu nadano nazwę Kazimierz, oczywiście na cześć urodzonego w Kowalu króla Kazimierza Wielkiego. Początkowo na miejsca do siedzenia przeznaczono prowizoryczne ławki, potem zaś zakupione zostały prawdziwe fotele kinowe. Brakowało tylko pochyłej podłogi, jako że sala służyła także innym celom, np. zabawom tanecznym, podczas których trudno by biesiadować przy zastawionych stolikach, a co gorsza pić w takich warunkach wódkę.

Ale gdyby sięgnąć pamięcią dalej, trzeba by wspomnieć o kinie objazdowym, jako że potrzeba kina w narodzie była olbrzymia. Jeszcze z przedwojennych przekazów najstarszych mieszkańców miasta, zachowały się pełne grozy opowieści o tych, którzy niczego nie podejrzewając pozajmowali najlepsze miejsca (w pierwszym rzędzie… sic) a potem zrywali się z miejsc i uciekali w popłochu, kiedy z ekranu sunęła wprost na nich rozpędzona lokomotywa.

Gromadnie chadzano na polskie komedie z Bodo, Adolfem Dymszą czy z Zulą Pogorzelską. 

Jeśli zaś chodzi o czasy powojenne, to od razu przychodzi mi na myśl skecz propagatora kultury ludowej tamtych czasów, Jerzego Ofierskiego, o tym facecie, który został wepchnięty na seans w takim ścisku, że krzyczał – ludzie, ludzie, chociaż odwróćcie mnie gębą do ekranu! 

W Kowalu musiało dziać się podobnie. Widok zdążających gdzieś ludzi z krzesełkami, stołkami pod pachą nie był niczym dziwnym. Znaczyło to nic innego jak – kino, przyjechało kino!  Kino objazdowe gromadziło prawdziwe tłumy. Sale świetlicy szkolnej czy remizy OSP (przed otwarciem kina Kazimierz) były dość ciasne. Znany jest i zapamiętany przypadek, kiedy siedząca w środku tłumu kobieta z dzieckiem nie mogła wydostać się na zewnątrz, a dziecko chciało do ubikacji. Niech leje tu! – poradziła siedząca obok kobieta, wszyscy zaś się z tym zgodzili, nie wspominając o maluchu, który naglącą potrzebę natychmiast wprowadził w czyn. Obsługa kina objazdowego nie miała lekko. Emocje jakie rozgrzewały publikę podczas niektórych seansów, powodowały konieczność wkroczenia obsługujących do akacji. Przerywano emisję – Ludzie, jak się nie uspokoicie, nie będzie dalszego wyświetlania!  Albo dzieciarnia gromadząca się pod drzwiami, bez możliwości zakupu biletu z przyczyn oczywistych. Obsługa miała dobre serce i wpuszczała hałastrę na dziesięć minut przed końcem seansu. Ktoś opowiada – siedzieliśmy po turecku na podłodze, nie raz oberwało się lecącym z tyłu pomidorem. Kiedy zdziwiona pytam – dlaczego rzucano pomidorami, czy może film się nie podobał? Nie, skąd, to tak tylko, żeby było wesoło.   

Jednym z ważnych i poważnych seansów kina objazdowego, który zgromadził wielkie tłumy Kowalan był pokaz filmu „Pamiątka z Celulozy”. Film wyświetlany był w plenerze, na placu przy ul. Kościuszki. Na znane filmy wybierali się wszyscy, zapracowani ojcowie, matki, dziadkowie. W latach pięćdziesiątych dominowała kinematografia radziecka, z głośnym „Czapajewem” na czele, ale też komedie, jak „Świat się śmieje”.

Nic dziwnego, że na tak wielkiej fali zainteresowania filmem powstało prawdziwe kino, wraz z którym pojawiły się i zachodnie filmy. Lata 60-te przyniosły w dziedzinie kultury wyraźną odwilż. Młodzież z kowalskiego liceum, ale przecież nie tylko młodzież, mogła nareszcie oglądać najnowsze produkcje francuskie, włoskie, a nawet amerykańskie, czego ślady odzwierciedlają stare zdjęcia, na których tutejsze dziewczyny starają się, w miarę mocno ograniczonych możliwości, nie ustępować wizerunkowo zachodnim koleżankom. Miniówki, podkolanówki, kunsztownie tapirowane włosy.  Chłopcy w eleganckich ortalionach,  a w kieszeniach (szał tamtych czasów) lusterka z podobiznami gwiazd ekranu, Sophią Loren, albo Claudią Cardinale. Nie trzeba zaznaczać, że wyjścia do kina, tak dawniej jak i teraz, stanowiły ważny element życia towarzyskiego, pierwszych miłości i randek. Najbardziej pożądanymi miejscami był, jak wiadomo, ostatni rząd.  

Wydarzeniem w kowalskim kinie była premiera filmu Jerzego Skolimowskiego pt. „Bariera” z Janem Nowickim w roli głównej, z 1966 r., przy czym  słowo „premiera” prawdopodobnie miało nieco inne znaczenie jak  jak np. w stolicy. Niemniej spodziewano się obecności naszego sławnego rodaka, o czym pamiętają do dzisiaj niektóre ówczesne dziewczyny.  Niestety, artysta nie dopisał, i może na całe szczęście, bo wychodzący po emisji (niektórzy) Kowalacy, spodziewając się pewnie lekkiej komedyjki, podobno w niewybrednych słowach wyrażali o filmie swoje opinie.

Ale do kina chodziła nie tylko młodzież. Chodzili też staruszkowie, wśród których wybijało się pewne starsze małżeństwo z ul. Piłsudskiego. Ci przychodzili na każdy seans, odwrotnie jak młodzież siadali w pierwszym rzędzie, i jak wyżej wspomniana mała Marysia, niemal od razu zasypiali. Następnego dnia kobieta opowiadała sąsiadce – Pani, jaki wczoraj był piękny film! – No słyszałam – odpowiadała sąsiadka – podobno Giergielewicz (bileter) nie mógł was dobudzić. Bardzo wiele emocji wzbudzały filmy grozy, jak np. „Krzyk strachu” z 1961 r.  który do dzisiaj, niektórzy potrafią opowiedzieć ze szczegółami. Film długo miał swoje reperkusje, a na pewno jeszcze do samej nocy, kiedy trzeba było późnym wieczorem przynieść ze studni wiadro wody. Ja nie idę – opierał się „odważny” licealista. Ani ja – dodawał młodszy brat, a matka chłopców denerwował się, że koniec z tym kinem i więcej nie da na bilety.

Bywały dni, kiedy kino musiało konkurować z telewizją, i to tylko przez ścianę. Zaraz za nią znajdowała się bowiem strażacka świetlica, w której zainstalowano jeden z pierwszych w Kowalu odbiorników telewizyjnych. Do najgorszych należały te dni, kiedy nadawano transmisję wydarzeń sportowych, wśród których dominował hokej i boks. Niekiedy ludzi w świetlicy zebrało się dużo więcej jak w kinie, a nad emocjami się nie panowało. Bileter niejednokrotnie musiał uspokajać nie swoją publikę – ludzie, ciszej tu, na sali nic nie słychać! 

Prócz młodzieży i staruszków, jedną z liczniejszych grup kinomanów były dzieci. To o legendarnych niedzielnych porankach zachowało się w pamięci najwięcej.  Na przykład fakt (jakże ważny dla każdego malucha), że bilet na Poranek w latach 60-tych kosztował tyle co ciastko tortowe, czyli 2 zł. Poranki odbywały się w każdą niedzielę – i tu zeznania nie są spójne – o godzinie 10 lub 11, w każdym razie na pewno po mszy świętej dla dzieci. Poranki nie służyły tylko rozrywce, jak wielu Kowalan pamięta, wyświetlano najpierw filmy przyrodnicze, a na koniec bajki, mimo to sala pękała w szwach. Kupno biletu stanowiło czasami nie lada wyzwanie, zwłaszcza dla młodszych dzieci, które, jak pamiętam, musiały ustępować przed kuksańcami starszych chłopaków.

 Nie wiadomo czy  kowalskie kino miało coś wspólnego z ogólnie panującym szałem na „zbieranie aktorek”, czemu z pasją oddawały się nieco młodsze roczniki żeńskie, do których i ja mogę się zaliczyć. Do zwykłego zeszytu w kratkę wklejało się zdobyte fotografie. W tym celu należało co kilka dni obejść wszystkie starsze kuzynki, ciotki i życzliwe sąsiadki, które kupowały kolorowe gazety. Największe emocje towarzyszyły potem przy wspólnym oglądaniu zbiorów. Dochodziło wówczas do dramatycznych aktów zazdrości, zrywania przyjaźni na śmierć i życie oraz prób nieuczciwego wyłudzania co lepszych zdobyczy, wśród których za moich czasów do najwartościowszych należały czarno-białe fotografie Hansa Klossa, a także Janka Kosa i Marusi. Niektóre zdjęcia były tak piękne jak fotosy na mieście. Bo wraz z kinem w Kowalu pojawiła się gablota z fotosami aktorów, grających w aktualnie wyświetlanych filmach. Gablotę pan kierownik kina zamykał na kluczyk,  potem oddawano je wraz z kopią filmu, fotosy więc były nie do zdobycia.

Niestety, w starciu z coraz bardziej dostępną w Polsce telewizją, kino w Kowalu przegrało pewnego dnia ostatecznie. Sala coraz częściej świeciły pustkami, za to w uliczkach miasteczka zapanowała, jak w piosence Lombardu – Szklana pogoda.

Kino zostało zamknięte w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Pozostały po nim tylko te drewniane fotele, stojące gdzieś pod wiatami ogródków działkowych, jakby oczekiwały lepszych czasów.

Jedyne zachowane zdjęcie z widocznym w tle kinem Kazimierz, fot. Archiwum Biblioteki Publicznej w Kowalu
Dom Kultury w Kowalu, w tle cennik kina Kazimierz, fot. ze zbiorów prywatnych Romana Zielińskiego

Wyklejane albumy z aktorami

Częstą praktyką było zakładanie zeszytów, w które wklejało się zgromadzone kolekcje zdjęć aktorek i aktorów oraz wszystkie informacje dotyczące ulubionych filmów. 

Albumy i zeszyty tego rodzaju zachował mieszkaniec Kowala Jan Olecki. Zostały one poświęcone w większości jego ulubionemu gatunkowi – westernom. W zeszytach znajdują się jednak również zdjęcia i pocztówki dotyczące innych filmów – a nawet obrazki naklejane na spodnią część produkowanych wówczas lusterek.

Organizatorzy:

Opracowanie dokumentalne: Justyna Marcinkowska. Opracowanie projektowe: Fundacja Ari Ari. Autorzy zdjęć: Eugeniusz Gołembiewski, Fundacja Ari Ari.

Kino Kazimierz w Kowalu zostało otwarte w lipcu 1957 roku w budynku Ochotniczej Straży Pożarnej przy ulicy Zamkowej. Powstało w wyniku porozumienia władz Kowala z zarządem OSP. Po gruntownej modernizacji sali widowiskowej liczyło 210 miejsc. Nazwa kina związana była z urodzonym w Kowalu Kazimierzem Wielkim.

W budynku, oprócz w pełni profesjonalnej sali kinowe,j znajdował się foyer oraz szatnia, toalety były zaś zlokalizowane na zewnątrz budynku. Sala była wyposażona w osobne wejście (od strony podwórza przy ulicy Matejki) oraz wyjście (przy ulicy Zamkowej), przy którym znajdowała się również gablota z fotosami oraz charakterystyczny afisz z nazwą kina. Gabloty z fotosami można było podziwiać również w rynku (obecnie Plac Rejtana).

We wspomnieniach mieszkańców zachowały się postacie kinooperatora Drzewieckiego czy biletera Giergielewicza występującego w specjalnym uniformie. Filmy były sprowadzane z Włocławka – przyjeżdżały do Kowala zwyczajnym autobusem rejsowym i tam były odbierane przez pracowników kina.

Mieszkańcy wspominają bardzo różnorodny repertuar: polską klasykę (Krzyżacy, Potop), filmy radzieckie (Samotny Biały Żagiel), westerny (szczególnie serię Winnetou), ale też francuską nową falę (Amarcord, Powiększenie) i filmy amerykańskie (np. bijące rekordy popularności Wejście Smoka. Szczególnym wydarzeniem w Kowalu były też pokazy filmów z rodakiem Janem Nowickim (np. Bariera). Ważną rolę pełniły też dedykowane dzieciom poranki filmowe o godzinie 11.00 w niedzielę.

Okres świetności kina przypadał na lata 60-te i 70-te. Wraz z rozwojem telewizji kino Kazimierz cieszyło się coraz mniejszą popularnością, aż wreszcie zostało zamknięte w 1993 roku. Drewniane fotele kinowe zostały zdemontowane i przez wiele lat służyły mieszkańcom jako wyposażenie ogródków działkowych. Do dziś w niektórych ogrodach można jeszcze je odnaleźć.

Fotele kinowe

Zdjęcia archiwalne

Mieszkaniec Kowala Roman Zieliński przed gablotą z fotsami Kina Kazimierz, fot. z archiwum Romana Zielińskiego
Rynek w Kowalu z widoczną gablotą kina Kazimierz, fot. ze zbiorów prywatnych Czesława Baranowskiego
Grupa młodzieży szkolnej przed gablotą kina Kazimierz, fot. z archiwum prywatnego Romana Zielińskiego

Plakat z premiery filmu pt. Kino Kazimierz w Kowalu, 2021

Premiera filmu pt. Kino Kazimierz w Kowalu

Premiera filmu pt. Kino Kazimierz w Kowalu odbyła się 24.07.2021 w kowalskim parku miejskim im. Leona Stankiewicza. Po premierze został wyświetlony film Green Book, reż. Petter Farrelly (2019). W imprezie wzięło udział około stu mieszkańców.

Wykonano w ramach projektu: